Zawsze kiedy rozmawiamy na temat szeroko pojmowanej kinematografii, dialog w mniejszym lub większym stopniu dotyczy aktorów. Jeszcze się nie spotkałem by ktoś powiedział... "Tak, Kevin Bacon jest Zajebistym/świetnym/bardzo bobrym aktorem". Jest trochę niedoceniony ale w dobie globalnej komercjalizacji nie ma się co dziwnić. Dobry przykład to właśnie Filmweb, który "prowdzi" notowania gwiazd w rankingu. Mianowicie Jakim cudem Tak wybitny aktor może być gdzieś na szarym końcu stawki, za jakimiś miernotami młodego pokolenia rodem z fabryki snów?! Dopiero kiedy "dzieciarnia" zobaczyła go w odgrzewanym X-Men'ie czy w głupkowatej komedii romantycznej, został doceniony (albo raczej zaaprobowany). To prawdziwy dramat naszych czasów i tak zaczyna być ze wszystkim, w każdej możliwej dziedzinie życia... Wku rwia mnie to niemiłosiernie ale co zrobić. Kończąc wypowiedź polecę wam kilka filmów z udziałem Kevina, które mnie (osobiście) siekają/porażają i rzucają na kolana... "Murder in the First", "Sleepers", "Flatliners", "Mystic River", "JFK".