swietny film. genialnie pokazuje co wojsko robi z człowiekiem. co wyczynia z jego mysleniem, umyslem, inteligencja.. zdrowi, mlodzi mezczyzni zabijaja człowieka po czym na koncu jeden z nich wykrzykuje, ze "nie zrobil nic złego", gdyz wykonał tylko rozkaz..
Downey, autor tych słów, był ograniczony umysłowo. Jednak istotnie reprezentował mentalność zbiorowości, jaką jest piechota morska. Sposób szkolenia związany z wdrożeniem do bezwarunkowego wykonywania rozkazów wynika ze specyfiki walki. W operacjach morsko-desantowych prowadzi się atak wprost pod lufy wroga. Na wodzie nie ma osłon terenowych, a nieprzyjaciela nie da się obejść lub oskrzydlić. Żołnierz nie może nawet pomyśleć o czymś innym niż wykonanie zadania. Zapewne stąd tak silne więzi wśród weteranów.
Trochę przesady z tym zabijaniem.... owszem Santiago zmarł, ale jego śmierć była przypadkowa (nieprzewidywalne tragiczne powikłanie "Code Red"). Nikt nie miał zamiaru Santiago zlikwidować... zadanie było proste.... obezwładnić, skrępować i głowę ogolić.. PROSTE ZADANIE! Niestety z powodu "nierozpoznanego schorzenia sercowego" pomimo ewidentnych objawów (brzmi znajomo, prawda?) skończyło się tak jak się skończyło. SMUTNE i bardzo BOLESNE, ale żadne ZABIJANIE. WYPADEK... Smutny tragiczny, bolesny, ale jednak WYPADEK.... zresztą, o tym był film.... i o tym, że żaden Bohater-Generał w USA nie stoi ponad prawem. Nicholson tuszował, tuszował, tuszował... i tak wylądował w areszcie. A więc, Downey nie był mordercą. To powiedziane, jednak fakt, że brak u niego głębszej refleksji po śmierci Santiego obciąża jego samodzielne, racjonalne myślenie, ale bazant57 wyżej bardzo ładnie i wyczerpująco tłumaczy dlaczego tak jest. Nic dodać nic ująć. Tyle.